Pierwszy wyjazd był w Koszęcinie na zlocie. Drugi wwłaśnie zakończyliśmy, pogoda nie dopisała, no ale urlop już zaplanowany.... Lolka już się nie mogła doczekać i podczas pakowania nagle zobaczyłam taki widok:
W strugach deszczu pojechaliśmy nad Srebrne, po drodze nawet burza była, na miejscu już w sumie nie było tak źle. Ponieważ jechaliśmy z otwartym daszkiem to troszkę nam pościel zmokła
Poza nami tylko jedna przyczepa i kamper nad całym jeziorem, więc pełen luz, cisza i spokój totalny, chillout maksymalny.
Później przejechaliśmy do Koszęcina (i prowadziłam auto z przyczepą ja, ja, ja) to był mój debiut
tak ładnie jechałam, że suszareczka z talerzykami cała drogę jeździła po blacie, razem z mydelniczką, dopiero spadła przy wjeździe na te dziury w Koszęcinie :p
I tam też byliśmy tylko z memo
dopiero w sobotę trochę się zaludniło, same kampery.
Już sobie robimy listę co trzeba zabrać, zapakować i czego brakuje.
Tym razem wzięłam więcej pościeli, poduszek i kocyków, więc było nam nieco wygodniej spać. Daszek też się fajnie sprawuje, chociaż ilość sznurków (odciągów) jest nieco denerwująca.